środa, 17 sierpnia 2016

Ryucon 2016

Hejo~!

W zeszły weekend odbył się krakowski konwent Ryucon. Ze względu na organizację w znanej od lat z b-teamowych konwentów szkole i plan atrakcji, który nie różnił się wiele, od każdego innego, trudno było się spodziewać czegoś orzeźwiającego. Jednak konwent pozostawił po sobie w moim serduszku pozytywne wrażenia.

Piątek

Od piątku praktycznie zamieszkałam na ddrce. Rzeczy rzuciłam w sali od Soundvoltexa, którą prowadzili moi znajomi, jednak nie zamierzałam spać, więc skakałam sobie na ddrce albo łaziłam po stoiskach. Piątek był tym dniem, kiedy nie czułam się pewnie na konwencie. Dosłownie kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że mój stalker, o którym już niejednokrotnie wspominałam na blogu, ma kontakt ze sporą częścią moich znajomych, a co za tym idzie - prawdopodobnie wiedział, że będę na Ryuconie. Dlatego przez pierwszy dzień starałam się ani na moment nie zostać sama. A jeśli już zostawałam sama, to wracałam na maty i skakałam - tam się czułam bezpieczna, bo zawsze ktoś stoi z tyłu i patrzy. W nocy z piątku na sobotę wyszliśmy z Axorem i Owieczką na Pokemony, jednak moje nogi już wtedy płakały po takim ciągłym wysiłku, kiedy wcześniej całe wakacje siedziałam w pokoju, więc nie łaziliśmy za długo - na tyle, żeby przejąć gyma i złapać Ryhorna.

Sobota

Czyli najważniejszy dzień konwentu! Zaczęły się pojawiać tłumy ludzi, było więcej wystawców i na każdym kroku spotykałam kogoś znajomego. Ponieważ poprzedniej nocy nie spałam, przez pierwszą połowę dnia byłam padnięta, aż między 12 a 14 poszłam się położyć w Soundvoltexie i chociaż nie spałam za bardzo, to odpoczęłam i miałam siłę znowu skakać na ddrce. Po południu też dostałam informację, że mojego stalkera na konwencie nie ma i na 100% nie będzie, więc trochę bardziej się wyluzowałam.
W sobotę też poznałam najwięcej ludzi. Elu, który mnie wyciągnął wieczorem na turniej na Ultrastarze, gdzie w końcu ja zajęłam drugie miejsce (bo zabrał ktoś mi niebieski mikrofon i nie dałam rady lepiej), a on nawet nie dotarł do finału. Poznałam też Wiktora, do którego się potem wbiłam do sleepa, bo chciałam się wreszcie zdrzemnąć, a jak możecie sobie wyobrazić - w sali od gry rytmicznej to mogło być ciężkie zadanie.

O niedzieli nie mam, co wiele pisać - jest to dzień, kiedy ci z dalszych zakątków Polski się zwijają jeden po drugim, a ja siedzę przy ddrce i żegnam po kolei każdego, aż mi się znudzi i sama pojadę na swoją wieś pod Krakowem. Nie tańczyłam już za wiele w niedzielę, bo prawie nie czułam nóg, a tylko ze zmęczenia leżałam na parkiecie za matami i wykorzystywałam ludzi jako poduszkę. 

Wady

Niestety, konwent nie może dostać ode mnie pełnej dziesiątki w ocenie, a wszystko za sprawą okropnego bydła, jakim wykazali się uczestnicy. Co rusz słychać było o kradzieżach - z osu!roomu zniknął pen do tableta, ze stoiska ze stuffem do cosplayu 5 pojedynczych soczewek, komuś ze sleepa ukradli powerbanka. Mi szczęśliwie nic nie zniknęło, ale też nie miałam ze sobą za wiele i za wiele nie kupiłam.

I tyle mogę powiedzieć o konwencie. Wróciłam padnięta, ale zadowolona. Liczę, że kolejne konwenty będą tylko lepsze.

Bajo~

fanpage | kanał | ask

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz